poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Tête á tête na Grochowskiej

Tête á tête na Grochowskiej


List króciutki chcę napisać dziś do pana,
takie małe zaproszenie tête á tête.
Co mam zrobić, już doprawdy nie wiem sama.
Może jutro ja pomyślę chwile dwie?

Ja się w panu chyba nieco zakochałam,
bo te wiersze, ptaszki, kwiatki. Pan to wie.
Nigdy jeszcze ja nie byłam taka śmiała,
to ta wiosna ośmieliła dzisiaj mnie.

Pan to sprawił, że rozkwitam zmysłowością.
Jak pąk róży, co zapachy wonne śle.
Całą Pragę zachwyciłam powabnością.
Wszystkich mężczyzn. A czy pana trochę też?

Gdy odpowiedź pana będzie pozytywna
i gdy zechce pan się spotkać tête á tête.
Na Grochowskiej, gdzie Kawiarnia Artystyczna,
czekam w piątek, siedemnasta zero pięć.


***

Herbatka „Pod zegarem”

w kawiarnianym kąciku...
tam wskazówki zegara stanęły
trójca życia przysiadła
ciut z anioła ciut z diabła
bliżej jednak jej było do bieli

słychać usta szemrzące
trójca panien pośród płomieni

słów, co pędzą do świtu...
blask zahaczył o pętlę cieni
ściana uszy nadstawia
lustro wzięła na wabia
w herbaciane torebki chce zmienić

te postacie co drżące
pod zegarem w blasku czerwieni

woal przesiąkł do szpiku...
drzwi otwarte zmierzchem jęknęły
sunie w lewo raz w prawo
słowa toczą się żwawo
świeca cień rozłożyła na ziemi

już języki liżące
pełzną ogniem do stołu z kamieni

rozlewają malibu...
trójca światło zamyka w przestrzeni
talerz w kwadrat się składa
świeca zastyga blada
ręce w okrąg się łączą by cenić

te czerwone gorące
trójcą czerni i podwójnej bieli


***


***

Szemrzący strumień

Pamiętam lipca letni czas,
gdy skwar się wokół ścielał.
Biegliśmy razem poprzez las,
szukając w gąszczu cienia.

Słońce topiło złoty blask,
wśród nurtu, wśród strumienia,
co rześkim chłodem kusił nas,
do grzechu wprost ośmielał.

Pod sosną, z której szyszek grad
na ziemi się rozścielał,
za bluzkę moją wstyd się wkradł,
gdyś zsunął ją z ramienia.

Ja zatopiłam wstydu ślad,
wśród nurtu, wśród strumienia,
co rześkim chłodem kusił nas,
do grzechu wprost ośmielał.

Żywicą świeżą pachniał las,
w gałęziach dzień już ziewał,
całując się tak raz po raz,
drżeliśmy - wzeszła pełnia.

Puszczyka niski zadrgał alt,
wśród nurtu, wśród strumienia,
co rześkim chłodem kusił nas,
do grzechu wprost ośmielał.

Na miękkim mchu – zasypiał las
- ziemia się nam ugięła.
Zapomnieliśmy co to czas,
tak bliscy już omdlenia.

A księżyc nocy topił blask,
wśród nurtu, wśród strumienia,
co rześkim chłodem kusił nas,
do grzechu wprost ośmielał.

Lalalala lalalala
la la la lalala
lalalala lalalala
Wśród nurtu, wśród strumienia.


***

Jesienna samotnica

Za oknem wrzesień, brzoza rozpala złotem samotnice,
wiatr je rozrzuca, babie lato przykrywając.
Co pożółknięte liście szepczą nie usłyszysz,
one zapewne już nie o nas rozmawiają.

ref.
Mój macho...
na kolanach nie przychodzi się po seks.
Nikt ci nie mówił?
Na kolanach nie przychodzi się po miłość.

Mój macho...
chyba nie wiesz, jak to jest,
gdy jedną nocą wszystkie dni się zjesienniło.

Ciche jezioro, skrząc się nasze oczy przedrzeźniało,
łyska do lotu się zerwała zawstydzona.
Ciebie i mnie dla wody słowa było mało,
poezja grzechem zawieszała się na dłoniach.

ref.
Mój macho...
na kolanach nie przychodzi się po seks.
Nikt ci nie mówił?
Na kolanach nie przychodzi się po miłość.

Mój macho...
chyba nie wiesz, jak to jest,
gdy jedną nocą wszystkie dni się zjesienniło.


Tapczany liści, zwiędły ciepła dłoni pozbawione,
nie skrzypią wierszem… Komu potrzebny dzisiaj wiersz?
Skryły się w ścianach słowa kroplą zadławione.
W sobotni wieczór, tak jest trudno ciszę znieść.

ref.
Mój macho...
na kolanach nie przychodzi się po seks,
Nikt ci nie mówił?
Na kolanach nie przychodzi się po miłość.

Mój macho...
ty naprawdę, nie wiesz jak to jest,
gdy jedną nocą wszystkie dni się zjesienniło.

Mój macho...
na kolanach nie przychodzi się po seks,
Nikt cię nie uczył?
Na kolanach nie przychodzi się po miłość.

Mój macho...
ty naprawdę, nie wiesz jak to jest,
gdy jedną nocą wszystkie dni się zjesienniło.…

Mój macho...
na kolanach nie przychodzi się po seks.
Na kolanach nie przychodzi siępo miłość!


***

Niemodlitwa

Czy za wiele od Ciebie chciałam
Tak czekając na miłowanie.
Ja, kobieta, kruszynka mała.
Czy potrafisz zrozumieć Panie?

Knajpa, która czeka klienta
Kartka w rękach losu pomięta.
Lustro, co mu brakło odbicia.
Dniem zamknięta, nieśmiało pytam.

Zawsze chciałam być sprawiedliwa
Lecz mnie nie sądź zbyt srogo Panie.
Nie poznałam słowa - szczęśliwa.
Tamta noc też była nie dla mnie.

Jak żebraczka psiakiem poszczuta
Kamień, który wpadł ci do buta.
Książka, nigdy nie przeczytana.
Czy za dużo od życia chciałam?

Dłoni, której dla mnie zabrakło
By się razem z moją budziła.
Oczu, bym w nich widziała światło.
Pewnie na to nie zasłużyłam.

Knajpa, która czeka klienta
Kartka w rękach losu pomięta.
Lustro, co mu brakło odbicia.
Cień bez cienia, już o nic pytam.

Nie poproszę o odkupienie
Moje miejsce dobrze mi znane.
I z pokora przyjmę cierpienie
Jeśli zechcesz zesłać mi Panie.

Ja żebraczka psiakiem poszczuta
Kamień, który wpadł ci do buta.
Książka, nigdy nie przeczytana.
Czy tak wiele od Ciebie chciałam?


Ja żebraczka psiakiem poszczuta
Kamień, który wpadł ci do buta.
Książka, nigdy nie przeczytana.